sobota, 25 maja 2013

So Sweet&Free.




 Chyba każdy choć raz miał taka sytuację, iż siedząc spokojnie w domu, robiąc niedzielne porządki/sprawy/w moim przypadku nic-nie-robienie, nagle czuje nieodpartą potrzebę zjedzenia czegoś słodkiego. Cóż, nie zdziwię się, jeśli nikt taki się nie znajdzie, albowiem jestem pewnego rodzaju ewenementem. Na początku, jest faza szukania słodyczy po domu. Wyskakujesz z łóżka czy z czego tam gdzie siedzisz i nerwowo szperasz w szafkach i lodówce, wyglądając co najmniej jak narkoman na głodzie. Jeśli nic nie znajdziesz, zaraz potem następuje cykl : " GDZIE SĄ PIENIĄDZE ?! ". Próbujesz znaleźc choc kilka monet i  twoim najbliższym planem na przyszłośc jest bieg jak rakieta do najbliższego sklepu. Mogłabym teraz wymieniać bardziej zaawansowane stadia psycho-fizyczne , przez które mój biedny mózg musi przechodzić w dalszej części. Wtem, znana już zbawicielka (mama) przychodzi ze sklepu i ciągnie za sobą worek słodyczy ( w oczach nałogowca  siatka wygląda jak worek ). Próbując opanować chęc rzucenia się na kobietę noszącą w tym momencie najważniejszą rzecz mojego życia, obserwowałąm układanie przez nią ciastek w miseczce. Gdy już to zrobiła, pomyślałam, że do jedzenia czekolady przyda się jeszcze jedno zajęcie. Tak więc przyniosłam nowego Bazaara oraz jakże ładną i eksluzywnie wyglądającą ... darmówkę z Vili. Choć darmówka, mogę ją porównywać do takich gazet ja Vogue czy inne, bo treścią  i okładką strasznie mnie zaciekawiła. A więc siedząc już wygodnie ze słodyczami I "biblią" pod ręką, zadzwonił telefon. Oczywiście bardzo ( ale to bardzo, bardzo ) entuzjastycznie podeszłam do dzwoniądzej machiny  i odebrałam. Zdesperowana do tego stopnia, że spławiłam biedną kobietę próbującą jedynie wcisnąc piętnostolatce ofertę na internet, padłam na siedzisko ( kanapa głośno jęknęła ) i nawet nie wiedząc kiedy zaczęłam, pałąszowałam ciastka jedno po drugim. Tak więc popołudnie jakoś uszło i próbowłam do końca dnia nie myśleć o jedynce I dwójce z fizyki I chemii które muszę poprawić, na co zbieram się od miesiąca lub dwóch.
Ale zawsze trzeba mieć nadzieję :)
                                                                                                                Natalia S.
P.S. No jasne peesik musi być ;) Polecam książkę, jak I zarówno film Bridget Jones - I to obie części !




 I think everyone had a situation that you sit so quietly in your home and when you do your ordinary thinks like cleaning/matters/nothing-doing in my case, suddenly you feel irresistible need to eat something SWEET. Well, I won't surprised if no one like this won't be found because i'm evenement. For beginning, that's phase of sweets-search in house. You're jumping off from bed or armchair and rummaging so nervous in cupboards and fridge. You look at least like druggist on hunger. If you won't find anything, the 'WHERE'S THE MONEY ?!'cycle is the next. You want find only a few coins and your nearest plan is going ( run! ) to shop. I can speak about the other psycho-physical states in my poor brain. And then, my known savior yet (mum) comes from shop with sach of sweets ( plastic bag, looks like sach in eyes of addicter ). I try so much do not jump on woman, who carries the most important things at the moments, so I just observe when she lays cookies on the plate. I thought I must to have something to do when I'll eat chocolate. So I brought a new issue of polish Harper's Bazzar and looking so pretty and exlusive ... free newspaper from Vila. Although that was for free I can compare this to Vogue or others, because cover and contents of this magazine was interesting me so much. When I sat with chocolat and "Bible" on the sofa, phone RANG. I was  desperated so I just told to women with UNIQUE OPPORTUNITY : NO, and I sat again. I did not even notice the plate is half-empty. So, the afternoon was so nice. I just tried to not think about repeat of marks . Hope must to be ALWAYS :).
                                                                                                           Natalia S.
P.S. I want to recommended so hot a book and movie about Bidget Jones - massacre brilliant ! Both parts  !!!


poniedziałek, 20 maja 2013

New Shoes & Beggining

     
   Witam !!! Znacie już jedną z prowadzących tego bloga, więc czas na drugą ! Nie będę robić o sobie całego posta, ale coś tam o sobie mogę powiedzieć. Zdaje się, że Natalia wyczerpałą wszystkie tematy, o których mogłabym tu powiedzieć :) Coż, musicie wiedzieć, że choć w pewnym stopniu jesteśmy odrębnymi światami, to w rzeczywistości jesteśmy naprawdę podobne. Tylko może bardziej wewnętrznie, bo na zewnątrz rzeczywiście troche się różnimy. A więc, też mam na imię Natalia, interesuję się przede wszystkim modą, fotografią, rysunkiem, manufakturą i podróżowaniem. Na tym blogu będę umieszczać posty wszelakiej maści. O krajach, modzie, świecie i cóz to byłby za blog modowo - lifestylowy, gdyby był bez KULINARII ? Musicie też wiedzieć, że mam szaloną obsesję na punkcie mojej ulubionej modelki - CARY DELEVINGNE ! Oprócz tego, wielbię jescze Barbarę Palvin, Jourdan Dunn, Kate Moss i wiele innych. Moją ulubioną marką jest ponadczasowa Chanel, lubię też Chloe i D&G, choc gusta zmieniają mi się średnio raz na tydzień. No, to chyba tyle ! A teraz troche o temacie posta.


     Budząc się rano w niedzielę i napawając się myślą o nowych butach, rozmyślałam, skąd, gdzie i za ile je kupię. Może do Gdańska ? A może z internetu ? Cóż, możliwości było wiele. No i zaraz po wodospadzie ekscytacji nadeszłą rzecz najbardziej przeze mnie oczekiwana. Wyjawiłam cały pomysł mej mamie, która niebyła nim zbytnio zainteresowana. A więc tak zaczęła się może nie sprzeczka, lecz na pewno dyskusja. Całkiem długa dyskusja. I już niezadowolona z życia, z ograniczonym budżetem i miejscem kupna, pomaszerowałam do wszystkim znanemu CCC.  Wolałam możę troche bardziej oryginalne miejsce , z większym wyborem. Jednak patrząc na zbliżający się upał i wielki entuzjazm mojej mamy do wiosennych zakupów, postanowiłam nie kupować sobie butów na lato we wrześniu. Tak więc z kapryśną mina zaczęłam niczym szpieg węszyć pomiędzy półkami. Po pół-godzinnym spacerku po pachnącym plastikiem i nabłyszczaczem do skóry sklepie, usiadłam na miękkiej i wygodnej ( dobre i to ) pufie i poczęłam patrzeć na Piotra Adamczyka z zakłopotaną mina, reklamującego pare brązowych trzewików, zawiniętego w szalik i marynarkę, Idealny zestaw na 30 stopni. Wtedy, ma zbawicielka ze wszelakich opresji zwana mamą przyniosła mi sandały. Niby normalne, ale jednak coś w nich było. Na początku zaczęłam się zastanawiać czy będą pasować do naprawdę wszystkiego. A potem porzuciłam tą zbędną w tym momencie myśl i pobiegłam do kasy, gdyż miałam dziwne wrażenie, że moja spocona, czekająca od 20 minut rodzina odjedzie beze mnie, jeśli przymierzę jeszcze choc jedną pare butów. I tak, szczęśliwa z parą zwyczajnych sandałków, które moga się przydać podczas mgly ( patrz: element odblaskowy w postaci neonowego paska z przodu ) poszłam do pizzerii. Wszyscy mieli nadzieję, że chociaż tam nikt nie będzie wyprawiał komunii w dzień, kiedy 99,9 % Kwidzyńskich restauracji jest przeznaczonych na tą właśnie okazję. A w środku okazało się, że nie ma klimatyzacji. Cud, miód i malina pot.


                                                                                                           
Ps. Jako że obie jesteśmy wzajemnymi imienniczkami, będę się podpisywać w bardzo oryginalny sposób.
                                                                                                                 Natalia S.                                                           
                              

sobota, 18 maja 2013

Hello little monsters!

Oficjalnie mówiąc,a właściwie pisząc witam na nieśmiertelnym mięsie! Tak wiem, że nazwa może wywołać w was pewną obawę o nasz stan psychiczny(mówię nas, ponieważ będziemy dwie). Jednakże myślę,że jest trochę adekwatna do nas czyli dwóch pozytywnie zakręconych piętnastolatek. W sumie to najpierw powinnam napisać coś bardziej powitalnego.. Mam na imię Natalia, nie lubię pisać żadnych powitań na blogu(tu:wyjątek) i nie podobało mi się nigdy prowadzenie bloga we dwójkę..znowu wyjątek. Chociaż w sumie przełamałam barierę.Interesuję się kulinarią, fotografią,modą i podróżowaniem. Uważam,że biologia to istne zło.. Staram się kształcić w kierunku aktorskim. Biorę udział w teatraliach, konkursach recytatorskich czy przeróżnych przedstawieniach.Ogólnie jestem zwyczajną nastolatką oglądającą The Vampire Diaries, Pretty Little Liars i Gossip Girl. Mam nadzieję,że nie zostanę odebrana jako dziecko, które nie wie co robić ze swoim czasem. Moim przenajukochańszym(zapewne napisałam ten wyraz źle) autorytetem płci męskiej jest Jim Carrey. Po prostu lubię pozytywnie nastawionych do świata ludzi. Tutaj chciałabym pisać, zapodawać zdjęciami dotyczącymi mnie, środowiska i innych spraw, takich jak fashion blog, a może i cooking blog..+ zdaję sobie sprawę z tego,że wyglądam na tym zdjęciu dosyć przerażająco

Officially speaking, welcome to Immortal Meat! I know, that this name can bring at you concern about mental state of us.But this name is adequate to us. My name is Natalia and I don't like write greetings at blog and I have never liked lead blog the two of us..exeption! My hobby are culinary, photography,fashion and travel. I think that biology is real evil. I try to educate towards acting. Overall, I'm an ordinary teenager who watching The Vampire Diaries, Pretty Little Liars and Gossip Girl. I hope that I won't be received as a child who doesn't know what to do with their time. My beloved male authority is Jim Carrey. I just like the positive attitude to the human world. Here I would like to write, posted photographs of me, the environment and other issues, such as a fashion blog, and perhaps cooking blog .. + I realize that I look at this picture pretty scary

Natalia K
PS. Wybaczcie tą świetną ''nazwę'' ,którą będę się podspisywać,ale taki jest koszt pisania bloga we dwójkę..,oczywiście żartuję! 
Oh! Pierwszy sucharek od Natalki!